Logowanie
zapamiętaj mnie
 
Media
Tutaj jesteśmy
Piotr Gnalicki
data: 22.06.2010, autor: Jacek Będkowski

fot. Kostek Strzelski

 

Podoba mi się ten pozytywny przekaz jaki niesie ze sobą freeskiing i cieszę się że to nie zostało gdzieś po drodze zgubione...

 

Jacek Będkowski: Piotrze chyba jesteś zadowolony z minionego sezonu?

Piotrek Gnalicki:
I tak, i nie. Z jednej strony miałem okazję odwiedzić nowe alpejskie miejscówki, w których jeszcze nie byłem. Z drugiej strony zima nie była w górach tak śnieżna jak poprzednia. Apetyty były wielkie, a trzeba było nieraz stawić czoła nie do końca wymarzonym warunkom. Niemniej jednak, sezon trzeba zaliczyć na plus.

JB: Z odwiedzonych miejscówek, która jest Twoim zdaniem najbardziej godna polecenia?

PG: W tym roku dzięki wsparciu naszego projektu filmowego przez firmę F-Secure mogliśmy odwiedzić Alagnię we Włoszech i St Anton w Austrii. Oba te spoty, mimo że bardzo od siebie różne są niewątpliwie punktem obowiązkowym dla każdego narciarza poszukującego fajnego terenu na freeride. Alagna oferuje bardzo łatwo dostępne tereny leśne, ma też niesamowity potencjał jeżeli chodzi o formowanie się śnieżnych poduch na kamieniach. Do tego przy niewielkim wysiłku można znaleźć fajne linie do zjechania ze szczytu do podstawy góry. W St Anton za to góry trochę przypominają wyglądem Tatry, więc są wręcz wymarzone do jazdy poza trasą. Po opadzie trzeba być jednak szybkim, ośrodek ten jest dość znany, bywa tłoczno, świeży śnieg szybko pokrywa się "milionem" śladów. Ambitniejsze opcje bywają jednak nietknięte.
Osobnym tematem był wypad do legendarnego La Grave, które jest jak dla mnie absolutnym hitem. Rozległość i zróżnicowanie terenu jest tam oszałamiające, a niektóre zjazdy naprawdę bardzo hardkorowe. Mogłyby stanowić dobry trening i wprawę jeżeli ktoś chciałby zmierzyć się ze żlebami Chamonix. Niestety w żadnej z powyższych miejscówek nie trafiliśmy na super warunki, staraliśmy się jednak wycisnąć z możliwości ich odwiedzenia ile się da. Jest jeszcze jedna nasza rodzima miejscówka, którą uwielbiam i uważam za jeden z najfajniejszych freeridowych spotów, ale której nazwy nie mogę wymienić. Każdy ją zna ;)



Alagna fot. Mancza.com


A w ogóle to najciekawszy był zdecydowanie wyjazd na Kaukaz w 2008 roku. Mieszankę wielkich gór, odmiennej kultury i wstrząsających przeżyć związanych z wypadkiem Kostka zapamiętam chyba na zawsze.

JB: Czy po tamtym wyjeździe coś zmieniło się w twoim podejściu do gór?

PG: Na pewno. Taka sytuacja daje dużo do myślenia. Ale chyba głównie zmieniła podejście Kostka :) Całe szczęście że doszedł do zdrowia i możemy sobie dalej razem jeździć.

JB: Jest taki kraj, w którym freeride jest zakazany z powodu ochrony przyrody. Odkładając emocje na bok, jaki jest wg. Ciebie najsensowniejszy argument przemawiający za tym, że sytuacja powinna ulec zmianie?

PG: Ochrona przyrody jest wg mnie bardzo ważną sprawą, szczególnie w sytuacji kiedy obszar chroniony jest unikatowy w skali kraju i niewielki. Gdyby tej ochrony nie było niektóre miejsca czekałaby niechybna zagłada. Istnieją jednak sposoby na wypracowanie kompromisów, mówiąc przecież o użytkowaniu pewnych terenów nie mówimy o użytkowaniu ich przez masy przeciętnych narciarzy. Jeżeli by to ode mnie zależało to postawiłbym na bezpieczeństwo. Wprowadziłbym warunek posiadania przez freeriderów detektorów, sond i łopatek, obowiązku odbywania co jakiś czas kursu lawinowego. Po spełnieniu tych wymogów narciarz czy snowboardzista mógłby poruszać się po chronionym terenie (może z pewnymi ograniczeniami). Zjawisko nie byłoby wtedy tak masowe, przyroda nie ucierpiałaby aż tak, a ta niewielka liczba osób którym jednak bardzo mocno zależy na uprawianiu tej dyscypliny w Polsce spełniłaby te warunki.

JB: Teraz podchwytliwe pytanie - jaki jest wg. Ciebie najsensowniejszy argument tych, którzy są przeciwni freerideowi?

PG: Rzeczywiście trudne. Chyba taki, że w sytuacji gdyby to zjawisko było masowe to może mieć duży wpływ na przyrodę. Ale chyba takie nigdy nie będzie, bo potrzeba umiejętności, chęci, sprzętu. Turysta woli tymczasem wygodnie wyjechać nad Morskie Oko powozem, zjeść popcorn i urżnąć się piwem. Byłem tam w majówkę i widziałem. Masakra.

JB: A nie uważasz, że projekt udostępnienia terenów wokół Kasprowego mógł spowodować właśnie takie umasowienie?

PG: Myślę że wtedy zwykli trasowi narciarze wjeżdżaliby sobie w te rejony bez oddechu strażnika na plecach, ale mało który z tego powodu że mu się podoba na stokach Pośredniego czy Beskidu kupiłby szerokie narty, detektory i cały ten szpej. Tymczasem dla ambitniejszych narciarzy tereny te nie są aż tak atrakcyjne. Albo udostępnić większość terenu pod pewnymi warunkami, albo niech zostanie tak jak jest. W końcu poza rejonem Kasprowego można foczyć i jeździć w nawiązaniu do szlaków turystycznych, a to też daje niezłe możliwości. Kończąc wątek narciarstwa w Tatrach dodam tylko, że narciarze to niewielka część osób odwiedzających Kasprowy. Ceny skutecznie odstraszają, została więc garstka zajawkowiczów, którzy naprawdę lubią to miejsce i mają blisko.

JB: Kończąc wątek tatrzański ale pozostając w klimatach polskich. Jesteś obecny na scenie freeski w Polsce praktycznie od początku. Pamiętam, że kiedy trafiłem na ślad ski2die.pl inna strona - toxic.tv który współtworzyłeś już istniał. Co się zmieniło w ciągu ostatnich 6 lat? Czegoś Ci brakuje, widzisz pozytywne zmiany, a może coś Ci się nie podoba?

PG: Powiedziałbym że zmieniło się wszystko i nic. Wszystko w kwestii zaangażowania się różnych firm i marek w ten sport (oczywiście na plus), a nic w kwestii energii i zajawki którą sędziując widzę cały czas wśród tych wszystkich ludzi którzy się na zawodach pojawiają. Podoba mi się ten pozytywny przekaz jaki niesie ze sobą freeskiing i cieszę się że to nie zostało gdzieś po drodze zgubione. Fajnie że mamy kilku dobrych speców od skakania i kilku od backcountry. Jest też trochę takich o których niewielu słyszało, a dają radę. Nie podoba mi się jedynie to, że nadal jest problem ze snowparkami. Zawsze przed sezonem są szumne zapowiedzi "czego to nie zbudujemy", a potem często marnie to wychodzi. Nawet jak już coś powstanie to niszczeje i nikt o to nie dba.

JB: Przyznasz jednak, że to się nie zmieni dopóki snowparkiem w prawdziwym tego słowa znaczeniu nie zainteresuje się któryś z rzeczywiście rozwijających się ośrodków w Polsce...

PG: Zgadzam się. Myślę że nastawieni na komercyjnego klienta właściciela ośrodków nie doceniają potencjału jaki drzemie w klienteli snowparkowej. Rzecz jasna przeszkody musiałyby być dopasowane do każdego poziomu umiejętności i utrzymywane w dobrej formie. Wtedy miałoby to sens i przyniosło właścicielom trochę kasy.

JB: Z drugiej strony wymaga to potężnego nakładu finansowego przez cały sezon...

PG: Nie wiem czy aż tak potężnego, ratraki pracują codziennie, może godzina pracy extra w parku by aż tyle nie kosztowała. Nie jestem jednak specem od zarządzania ośrodkami :)

JB: Cały czas rozmawiamy o freeride, a jednak zaczęło się to wszystko u Ciebie od freetyleowej odmiany chyba? Kiedy stwierdziłeś, że tricki zostawmy młodszym, a jednak lepsza zabawa jest poza trasą?

PG: Zdecydowanie tak, kiedyś główną zajawką było skakanie. Niestety nie osiągnąłem w tym nigdy jakiejś wielkiej formy, ale mimo to dawało to dużo frajdy. Dziwna sprawa, bo nie bałem się nigdy dużych skoczni i zdarzało mi się latać na sporych kikerach (np. na FIAT Big Air w treningach:)), ale brakowało już psychy żeby tam cosik się pokręcić. Co do freeridu to ciągnęło mnie zawsze poza trasę, zwykle jednak większość osób z którymi jeździłem wolała poskakać to i mi się ten klimat udzielał. Pierwsze szerokie narty sprawiłem sobie chyba w 2007 więc niedawno. Trochę żałuję że wcześniej nie wdrożyłem się we freeride bo dzisiaj pewnie miałbym większe umiejętności i doświadczenie. A w skokach to wiadomo że młodsi są najlepsi, wystarczy spojrzeć na podium jakichkolwiek zawodów gdzie najstarsi zawodnicy mają może po 23 lata. Z drugiej strony Sołtys (którego pozdrawiam) zdecydowanie przekroczywszy ten wiek daje radę na skoczniach lepiej niż niejeden młodzieniaszek :).
Będąc w tym sezonie jeden dzień w słynnym parku w Mayrhofen skoczyłem sobie parę razy i doszedłem do wniosku, że chyba trzeba jednak to praktykować nadal (bo może się przysłużyć w terenie :).

JB: Skoro więc jesteśmy przy temacie freestyleu to teraz pytanie dotyczące sędziowania. Wiem, że odbyliście z Kostkiem i Leskim oficjalne szkolenie FIS, co rzeczywiście daje Wam jakiekolwiek podstawy żeby oceniać freestyle. po drugie opracowaliście system sędziowania, którego konsekwentnie się trzymacie i który wyklucza subiektywną ocenę tam gdzie tego nie potrzeba. Jako osoba, która sędziuje, czy nie masz czasem poczucia, że ocenianie nie współgra z główną ideą tego sportu - freestylem?

PG: Jest w tym poglądzie trochę racji, że albo freestyle albo zawody i reguły. FIS jest dość skostniałą instytucją i dużo czasu zajmie jeszcze żeby otworzyli oczy na to co dzieje się w narciarstwie. Z ich systemów oceniania zaczerpnęliśmy tylko ogólną ideę, resztę systemu opracowaliśmy już sami. Jeżeli decydujemy się że chcemy aby w tej dyscyplinie występowała jakaś sportowa rywalizacja, podczas której wyłonimy najlepszych, to przecież trzeba przyjąć jakieś jednolite kryteria oceny. Bez tego zawody nie miałyby sensu. Z drugiej strony genialne w tym sporcie jest to, że nie musisz wcale startować w zawodach żeby pokazywać jak jesteś dobry. Można pracować nad editami czy filmami z całego sezonu i w nich pokazywać swoje najlepsze sztuczki. Do tego inni mogą też wykazać się w operatorce czy montażu materiału. Różne zajawki - wspólna korzyść.

JB: Skoro powróciliśmy do tematu filmowego to oczywiście nie sposób nie wspomnieć o The Emotions. Po zeszłorocznym Into the White zapowiadaliście wypuszczenie nowej produkcji. Dostaliście pewne wsparcie, do grupy dołączył też Tenczi, który ma wspomóc montaż. Krok do przodu, czy kiepska zima zweryfikowała plany?

PG: Tak jak wspomniałem na początku, po sukcesie jaki odniósł "Into the White" dostaliśmy wsparcie od firmy F-Secure, która jest sponsorem tytularnym naszego projektu. Zapowiedź wypuszczenia filmu podtrzymujemy jak najbardziej. Jesienią będzie można obejrzeć jak wyglądał nasz sezon. Zdecydowanie uzyskanie wsparcia od F-Secure'a i innych sponsorów pozwoliło trochę rozwinąć skrzydła i wybrać się za granicę. O ile "ITW" było kręcone w rodzimych górach to teraz większość akcji została ograna w Alpach, częściowo przez to że trzeba pokazywać nowe miejsca, a częściowo przez to że po prostu warunki u nas były gorzej niż marne. Tenchi wniósł sporo do całej sprawy, bo dzięki temu że jest "pełnoetatowym" operatorem do jazdy mógł powrócić Kostek. Zyskaliśmy więc jednego wartościowego ridera, choć i on staje czasem za kamerą. Tenchi będzie też prawdopodobnie odpowiedzialny za montaż, ale na każdym etapie produkcji będzie następowała burza mózgów, tak żeby jednak każdy mógł wtrącić swoje "trzy grosze". Liczę też na efekty współpracy z moim dobrym kumplem Maćkiem Stoczewskim, który zawodowo zajmuje się realizacją video i był z nami jako operator w St Anton. Co do warunków pogodowych, na to niestety nikt nie ma wpływu, ciężko więc się na to wkurzać. Ale biorąc pod uwagę duże możliwości jakie mieliśmy w tym sezonie to szkoda że nie sypnęło porządnie.

JB: Zdaje się, że tym razem zrezygnowaliście z freestyleowej części?

PG: Zgadza się, będzie głównie freeride. Chcemy też w tym roku pokazać coś nieco innego i postaramy się odejść od klasycznej formy do jakiej są przyzwyczajeni widzowie filmów narciarskich. Nie będę jednak nic zdradzał bo materiał jest w trakcie montażu, co z tego wyniknie każdy będzie mógł się sam przekonać oglądając film.

JB: Jako sędzia możesz wskazać któregoś z naszych freeskierów, którego styl Ci się podoba i lubisz patrzeć jak jeździ?

PG: Najlepszy repertuar ma chyba Szczepan, najbardziej nieprzewidywalny jednak jest Jan Krzysztof. Lubię jak startuje w zawodach bo zawsze można liczyć na coś totalnie szalonego. Pojawiają się też nowi świetni zawodnicy jak Bartek Sibiga czy Robert Szul i mogą sporo namieszać. Jeżeli chodzi o freeride to zdecydowanie Andrzej Osuchowski, ma fajny agresywny styl i nie zastanawia się chyba za długo jak trzeba walnąć solidnego dropa. Naprawdę dobry rider, mimo stosunkowo młodego wieku. Zwróć uwagę że w zawodach freeridowych zwykle występują starsi goście którzy zjedli zęby na liniach, a tu Osuch wpada i pyk pyk ich objeżdża. No ale gość jeździ już parę lat i to widać. Lubię też obserwować jazdę chłopaków z mojej ekipy - Kostka, Łukiego czy Bola. Każdy jeździ trochę inaczej, jest skąd brać przykład. Poza tym obserwując kumpli zawsze podchodzi się trochę bardziej emocjonalnie. Jak Bolek oberwał lawinę w St Anton troszkę żeśmy się pospinali, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Są też tacy goście którzy działają w cieniu realizując swoją pasję. W La Grave poznałem niejakiego Dominika, który osiadł tam na cały sezon i jeździł po miejscówkach naprawdę dających do myślenia.

 

St. Anton fot. Kostek Strzelski


JB: Chwalisz innych, ale Twoją linię z Into the White na tzw. pełnym furgocie wiele osób też chwaliło. Jak to się stało, że koleś z Trójmiasta surfuje, tyle że po białej fali?

PG: No to dziękuję tym co chwalili :) Ale tak naprawdę to te linie nie były zbyt skomplikowane. Dobry śnieg, pogoda za milion dolarów i udało się szybko i fajnie pojechać. Jak jestem pewien terenu to lubię dużą prędkość, dopiero wtedy czuję to uczucie surfowania, które daje tyle radochy. Poza tym czasem szybka jazda prawie prostą linią jest dużo bezpieczniejsza. Mam na myśli miejsca gdzie potencjalnie może zejść lawina. Większa ilość głębokich, podkręconych skrętów dużo bardziej obciąża pokrywę śnieżną niż kilka łagodnych łuków na dużej prędkości. Ale podchodzę bardzo krytycznie do swoich umiejętności i wiem że jeszcze sporo się muszę nauczyć.
W Trójmieście jest sporo ludzi którzy jeżdżą na nartach, często całkiem nieźle. Duża odległość w góry uniemożliwia jednak jeżdżenie regularnie. Dawniej jeździłem odkąd pamiętam z rodzicami, najpierw do Szczyrku i na Słowację, potem w Alpy, latem chodziliśmy po Tatrach. Góry zawsze były więc stałym elementem wakacji i ferii, może nie co weekend, ale kilka razy do roku. Później podejmując decyzję o wyjeździe na studia, podjąłem ją pod kątem możliwości narciarskich i tak padło na Kraków.
Mieszkając w Gdańsku też wykorzystywałem naturalne uwarunkowania żeglując sporo po Bałtyku i Morzu Północnym. Niestety jednak sezon żeglarski jest krótszy niż zimowy, a zorganizowanie fajnego rejsu to spore przedsięwzięcie. Rzadko, ale czasem jeszcze gdzieś się wyrwę pobujać się na morzu.

JB: Kraków i studia, które powoli kończysz... jakie plany dalej, oczywiście rozumiem, że jeździć nie zamierzasz przestać?

PG: Tak, bardzo powoli, ale chyba już w tym roku się uda :) Jeździć na pewno nie przestanę, narazie planuję zatrzymać się w Krakowie jeszcze trochę. A potem, kto wie może jakbym znalazł jakąś fajna pracę w jakimś fajnym miejscu blisko dużych gór to rozważę przeprowadzkę. Nie czuję się aż tak związany z jakimś konkretnym miejscem, i jeżeli pojawiłaby się realna możliwość to mógłbym się gdzieś przenieść. Wychodzę z założenia że nie trzeba koniecznie wiązać pracy z nartami (choć byłoby fajnie) żeby móc dużo jeździć. Wystarczy mieć blisko w góry i nawet pracując sobie normalnie jak każdy, można realizować swoją pasję. Zobaczymy jak to się potoczy, sam jestem ciekaw.

Na koniec chciałbym podziękować wszystkim którzy wsparli naszą ekipę w tym sezonie. Przede wszystkim wysoka piątka dla F-Secure za zaangażowanie w projekt The Emotions, a także wszystkim pozostałym sponsorom dzięki którym nie moglibyśmy zrealizować tego projektu. Mam na myśli firmy Acel i ABM Campers, dystrybutorów marek Berghaus, Line i Orage oraz Tatratrade który wsparł nas plecakami Ortovox i innym sprzętem górskim. Osobiście chciałem podziękować Level Gloves, bo dzięki nim nie zmarzły mi ręce podczas tych wszystkich eskapad! Bless!

 

 


<< powrót
Komentarze

Dodaj komentarz

Jeśli posiadsz konto na ski2die.pl to się zaloguj. Jeżeli jeszcze nie masz, a chcesz mieć, to już teraz może się zarejestrować.
© 2003-10 Ski2Die. All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Concept: LeSki&SanczO
Design: SanczO