Logowanie
zapamiętaj mnie
 
Media
Tutaj jesteśmy
Sposób na freerideowe życie
data: 14.11.2014, autor: JB, PS, RK

Robin Kaleta to jeden z najbardziej utalentowanych freeriderów z naszej części Europy. Na nartach zjeździł już sporo najfajniejszych miejscówek na całym świecie. Poniekąd udało mu się znaleźć sposób na realizację marzenia wielu osób o życiu, w którym freeride jest nie tylko pasją, ale i pracą. Specjalnie dla nas Robin opowiada o tym jak do tego doszedł i jak zmieniło się jego podejście do freeskiingu.

 

Początki kariery

 

Do roku 2008, przez  3 lata utrzymywałem się tylko z pieniędzy pochodzących od sponsorów. Było super - miałem trzech głównych sponsorów, którzy całkiem nieźle płacili mi za starty w zawodach i występy w filmach. W tym okresie udało mi się osiągnąć niezłe wyniki. Wygrałem m.in. Czech Scott Ride – trzygwiazdkowy przystanek Freeride World Qualifier a zarazem ostatnie mistrzostwa Czech, zająłem też 2 - gie miejsce na Alagna Mystic Freeride. Nagrałem film na Alasce z Tomasem Krausem, Martinem Cernikiem i Michalem Novotnym, a także zabawną reklamę dla Nike o nazwie "Rock and Roll" na Łomnicy.

Świetny okres, ale również stresujący - ciągłe działanie na granicy możliwości i ryzyka jest bardzo męczące. Praktycznie co roku miałem kończącą sezon kontuzję - kolana, plecy... Dobrze rozumiem co miał na myśli Cody Townsend, kiedy w "Days of my youth" mówi "och, jaki piękny dzień i doskonały śnieg - znów będę się bał przez cały dzień". Tak to właśnie wyglądało. W każdym razie udało mi się wyrobić nazwisko i stać się rozpoznawalny w Europie. Zdobyłem kilku dobrych przyjaciół i całą masę wartościowych kontaktów.

 

Getting airborne

 

 

Chyba przydałby się spadochron?

 

Nie ma obaw :)

 

Czas na zmiany

 

2008 był rokiem kryzysu, straciłem sporo wsparcia od sponsorów. Był to czas zmian i musiałem podjąć decyzję co robić dalej - nadal jeździć, czy zgodnie z kierunkiem moich studiów zostać prawnikiem. Wspólnie z żoną zrobiliśmy naradę. Wiedziałem, że mógłbym się utrzymywać jako prawnik, ale nie chciałem tego. Zawsze staram się, by rzeczy które robię miały dla mnie znaczenie i szczęśliwie mam żonę, która we mnie wierzy. Postawiłem więc na narciarstwo. Rozpocząłem szkolenia do uprawnień przewodnickich UIAGM/IVBV i wspólnie z żoną zaczęliśmy organizować obozy freeride'owe, na których znajomi freeriderzy i ja dzieliliśmy się z innymi naszym doświadczeniem. Dzięki ogromnej pomocy mojego przyjaciela, base jumpera Martina Trdla, który niestety zginął miesiąc temu, znalazłem nowego sponsora - firmę Millet. Zostałem przez nich zaproszony do ich międzynarodowego teamu, wierzyli we mnie i wspierali przez ostatnie 5 lat.

 

Z klientami 

 

Oczywiście teraz wygląda to dla mnie inaczej niż kiedyś. Robię to co kocham, żyję z tego i mam czas dla żony i dwójki dzieci. Nie skaczę już co prawda z tak wysokich skał jak wcześniej. Dalej zdarza mi się skoczyć z czegoś dużego, ale robię to wtedy, kiedy mam na to ochotę. Moi sponsorzy zwracają większą uwagę na moje projekty niż starty w zawodach, co bardzo mi odpowiada.

 

Przywilej przewodnika :) 

 

Zrozumiałem, że dawniej moje narciarstwo polegało na przesuwaniu granicy coraz dalej, udowadnianiu czegoś. Teraz na szczęście nie muszę nikomu nic udowadniać i mogę skupić się tylko na tym co najważniejsze - samej jeździe i skrętach w puchu. To kocham teraz najbardziej. Nie ważne, czy z moimi bliskimi przyjaciółmi w Beskidach, czy z klientami w Alpach lub na heliskiingu. Kocham to w każdym wydaniu. Tak naprawdę, dzielenie się moim doświadczeniem z innymi nadaje temu co robię większe znaczenie. Stoki, po których zjeżdżałem już wielokrotnie nie są tak emocjonujące jak za pierwszym razem, ale to wspaniałe uczucie, kiedy zabieram na nie klientów i widzę jak doświadczają czegoś nowego. Przez całe życie poszukiwałem puchu. Jedyna różnica jest taka, że teraz nie szukam go tylko dla siebie.

 

Nowa wizja freeskingu

 

Niektórzy mogą mi zarzucić, że się sprzedałem, że stanąłem po stronie komercji. To nie prawda, zawsze tam byłem. Będąc pro raiderem twoim zadaniem jest promować sport i sponsorów. Być może takie działanie powoduje więcej rozjeżdżonego puchu, ale tak wygląda ewolucja. Uważam, że trzeba się dzielić. Oceniam rzeczy, poprzez ilość pozytywnej energii którą wyzwalają w ludziach - jest to łatwa i efektywna metoda. W facebookowej grupie freeriderzy rozgorzała niedawno gorąca dyskusja m.in. na ten temat. Cieszę się z tego powodu - w Czechach mieliśmy podobną kilka lat temu. Jej wynikiem była zgoda co do tego, że należy promować freeride - jest to konieczne, jeżeli chcemy by nasz sport się rozwijał, byśmy mieli dostęp do lepszych nart, butów, sprzętu lawinowego - wszyscy z tego korzystają. Ale należy też chronić nasze sekretne lokalne miejscówki i zostawić trochę puchu dla siebie.

 

Czasami Robin jeszcze się szarpnie. 

 

Freeride powoli się zmienia. Coraz mniej ludzi jest zainteresowanych jego ekstremalną formą i zawodami. Rozrasta się grupa skupiających się raczej na czystej zabawie. Można to także zauważyć na naszych obozach. Dla tych, których na to stać, logicznym wyborem staje się helliskiing - brak kolejek, nierozjeżdżony puch od góry po sam dół... muszę przyznać, że uwielbiam to. Jako guide mam możliwość wskazania pilotowi dowolnego terenu, z helikoptera, wybrania stoku i szukania najlepszego śniegu. Gdy pierwszy raz tego spróbowałem, poczułem, że po to się urodziłem. Ale jest też wiele innych sposobów, by doświadczyć świeżego puchu - możesz być pierwszym na wyciągu po obfitym opadzie, albo założyć foki i podchodzić. Kocham wszystkie te odmiany. Obecnie zaawansowane technicznie narty, buty oraz tourowe wiązania pozwalają na bezkompromisową, mocną jazdę i ułatwiają podchodzenie. To jest kierunek w którym ten sport obecnie zmierza.

 

Więcej informacji na temat Robina i organizowanych przez niego obów znaleźć można na stronie: www.robinkaleta.com

 

Ten skrawek puchu dla siebie.


<< powrót
Komentarze

Dodaj komentarz

Jeśli posiadsz konto na ski2die.pl to się zaloguj. Jeżeli jeszcze nie masz, a chcesz mieć, to już teraz może się zarejestrować.
© 2003-10 Ski2Die. All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Concept: LeSki&SanczO
Design: SanczO